gdy wydawał rozkazy podczas ataku na Pearl Harbor skonsternowana zaczęłam
gorączkowo zastanawiać się, gdzie jest moja broń... ponadczasowa charyzma!
Niezłe :)))
Przyznaję jest to jeden z najciekawszych amerykańskich aktorów. Dla mnie wyjątkowy tym bardziej, ze tak różny! Świetnie sprawdzał się zarówno w rolach twardzieli, "atletów", czy też swojskich, wesołych facetów, jak i tych bardziej wyrafinowanych, dramatycznych rolach, w których musiał wykazać się całym bogactwem swego kunsztu. A co najlepsze nie studiował aktorstwa! (przynajmniej oficjalnie :P)
Na marginesie tej roli dodam, że to jemu należał się Oskar za sierżanta Wardena - a nie Sinatrze...
Dokładnie! mam podobne przemyślenia... zupełnie nie ogarniam tych aktorskich statuetek za Stąd do wieczności... świetny Lancaster, znakomity Clift, ciekawa postać Kerr, ale Oscary dostają Sinatra i Reed. Nie o to nawet chodzi, że nie zasłużyli, ponieważ ten film jest fenomenalny pod względem gry aktorskiej, ale naprawdę uważam, że na ich tle Lancaster wyjątkowo się wyróżniał. Jestem pod ogromnym wrażeniem jego charyzmy i dzięki niemu znalazłam dodatkową motywację, aby w końcu obejrzeć Wyrok w Norymberdze (który mam na liście od dobrych 8 lat). Clift zresztą też w nim zagrał i z tego co widzę pomimo epizodu zdołał zostać zapamiętany, dlatego tym bardziej jestem przekonana, że czas w końcu poświęcić te trzy godziny na z pewnością wyjątkowy seans
"Wyrok w Norymberdze" nie bardzo mi się podobał. Min. przez swoją dłużyznę. Za dużo też w nim było gwiazd (jak na jakimś spędzie). Nie oceniam źle roli Lancastera, ale patrząc przez pryzmat całości (filmu), znalazłbym kilka innych, lepszych tytułów z tamtego mniej więcej okresu, w których wystąpił i wypadł też lepiej.
Ja za to polecam Portret rodzinny we wnętrzu z 1974 roku - Była ta świetny wcześniej widziałem go jeszcze w
Szeryfie z 19171 roku też uważam udana produkcja, mam co nadrabiać ale po tym jak zaprezentował się w Portrecie... będzie to zapewne sama przyjemność.